Dom, The Dom.

Książka znalazła mnie sama. Tak długo wyskakiwała w reklamie empiku, tak długo mnie kłuła w oczy, tak długo kusiła, aż skapitulowałem i powiedziałem: no dobrze, sprawdzam.

To nie było łatwe dla owej książki zadanie.

Po pierwsze: nie cierpię reklam. Zawsze, wszystkich i wszędzie. Tak już mam i nic na to nie poradzę.       

Po drugie: tematyka z grubsza lekko mnie zniechęcająca mimo ciekawych informacji znajdujących się na okładkach. Swoje jednak robiło: Ameryka, Polonia, Nowy Jork, Lower Est Side, Dom Narodowy, Polski Dom Narodowy itd.

Mam gdzieś w zakamarkach swoich myśli sporą dozę niechęci do Polonii. Podobnie jak do jej etosu pracy, tego wiecznego braku eksplozji geniuszu, który pozwoliłby zwrócić Amerykanom uwagę na idącego z naprzeciwka i okazania mu szacunku bo oto Polak idzie. Nic tylko znój, bieda, zawiść, okazywanie wyższości rodakom w Kraju.

Oczywiście powyższe to sporych rozmiarów skrót myślowy, świadczący o moim braku szacunku itd, ale to nie moja wina, że o Polonii najpierw dowiedziałem się z „Tworzywa” Mistrza Melchiora. Jego bohaterowie mieli Jaja tych co skopali Krzyżaków pod Grunwaldem i pogonili Prusaków w Powstaniu Wielkopolskim.

Potem było już tylko gorzej.

Przepraszam. Taki mam bagaż i nie bardzo mam go gdzie odłożyć.

No i taki zniechęcony, spoglądając na oładkę, jej zdjęcie, postanowiłem: kupuję. No i kupiłem.       

Przyznam, że odebrałem The Dom z Salonu Empik bez drżących rąk i przyspieszonego bicia serca. Odwrotnie! Ciągle byłem niepewny swej decyzji, a nawet przez moment pomyślałem sobie i po co to Tobie?

Kupiłeś to bierz i czytaj – powiedziało moje ja

Pytałem Cię o zdanie? – odparłem pytając.

Trzeba było – odpowiedział.

Cicho bądź – zakończyłem rozmowę.

Sam bądź cicho – zakończył jednak on.  

Nie od razu zabrałem się za tę lekturę. Wychowany na Wańkowiczu, a raczej na nim naczytany, po nieudanych próbach z kilkoma innymi polskim autorami czasu teraźniejszego ciągle się wahałem. Któregoś jednak dnia, gdy już nic innego pod ręką nie miałem, a byłem w sporej odległości od mojej biblioteki zabrałem się za czytanie.

Muszę przyznać, że autor: Jan Błaszczak mający jak dla mnie „mocne papiery” współpracując z Polityką, Tygodnikiem Powszechnym, Przekrojem czy Machiną dość szybko przekonał mnie do siebie i swoich literek. Równie szybko przybywało na stronach jego Książki moich Karteczek Pamięci. Jest ich ponaklejanych bardzo dużo. Każde moje zdumienie, uniesienie brwi, zaskoczenie owocowało karteczką.

Było co zaznaczać. Autor z każdą stroną, kartką każdą, przekonywał mnie do siebie, swojej pracy i do Stanleya Tolkina. Czytałem, oczy mi się otwierały, treść do mnie docierała, kruszyły się moje mury niechęci. Wkraczałem w Krainę Nieznaną, ale jakże ciekawą, a do tego Krainę Sukcesu.

No i te wszystkie nazwiska. Wymieniać? Proszę.

Nie. Tego nie zrobię. Sami przeczytajcie proszę. To znaczy nie proszę byście czytali. Proszę – jako zwrot grzecznościowy.

Polecam. Po tej lekturze będziecie czuli się lepiej, będziecie zaskoczeni mile i raczej niemile gdyż nawet by Wam wcześniej do głowy nie przyszło, że: to aż tak?

No i jeszcze jedno.

Przekażmy sobie uśmiech.

Proszę.

   

Tak przy piątku … .

Pada deszcz. Pada gdy wstaję, gdy się kładę, gdy śpię, wsiadam do samochodu, jadę nim i z niego wysiadam. Pada gdy jem i podwójnie pada gdy biorę prysznic.

Nie wiem czy to dobrze czy może źle, że tak pada. Tak sobie myślę, że może dobrze, dla mnie dobrze będzie gdyż, być może (ile tego morza!!!) grzyby będą już w maju.

Nie wiem jak z deszczem dla rolnictwa. Chociaż właściwie to wiem: ŹLE!!!

Rolnikom zawsze jest źle i to od czasów pańszczyźnianych. Zawsze chłopi z biedy umierali, umierali i umierali tylko ciągle żyją!

Gdy pada to:

Zgnije panie wszystko w cholerę, nic nie wyrośnie, a jak wyrośnie to zgnije, pleśń panie przyjdzie i zgnije, pola czarne panie będą od plesni. Z czego będziem panie żyć?

Urodzaj panie będzie i wszyscy panie zginiem! Będzie bieda bo wszystkiego będzie w bród i to za grosze, a my to niby z czego będziem panie żyć?!

No i pada i pada, a rolnicy wyjechali swoimi wielkimi traktorami z klimatyzacją protestować i wylewać gnój na ulice miast bo miasta to Unia. Zalać miasta gnojowicą niech mają! Zanim rolnicy zaczęli brać pieniądze z EU wylewali gnojowicę do rowów za wsią, na stare poniemieckie cmentarze czy gdzie tam się dało. Teraz ciągnik i sru z gnojowicą do miasta. Unia ich zabija! Ukraina ich zabija! Wszyscy ich zabijają! Ceny paliw, nawozów, deszcz, susza, woda, słonce ich zabijają! Nawet TVP co im jeszcze do niedawno żyć pozwalało w prawdzie, wiedzy, wierze, teraz ich zabija kłamstwem i obłudą.

Wszystko się popieprzyło. Poseł Suski, mistrz elegancji, elokwencji, prawdziwy erudyta nazwał rolników po imieniu zwracając się do posła Kołodziejczaka słowami: zdrajca, śmierdzisz gnojem, won. No ma Suski rację! Rolnik śmierdzi gnojem bo jest ze wsi i jest zdrajcą, bo zasiadł w sejmie zamiast siedzieć w gnoju na podwórku w gospodarstwie i kury liczyć! Co innego on! Miastowy! Suski miastowy! Suski miastowy i polityk z PiS. On śmierdzi pieniądzem!!! I tak ma być.

Sam Suski używa słowa „won” czy też „wypad” co wskazuje na jego genetyczne pochodzenie podobnie zresztą jak i jego wygląd. Kto tu jest zdrajcą??? Zawsze rozczochrany, w pomiętym garniturze, brudnych butach i koszuli wychodzącej z spodni. Ja wiem. Taka w PiS-e moda. Wszyscy mają być jak ich prezio, no to są. Jestem niemal pewien, że oni w tych garniturach śpią.

Nie zamierzam tego rozumieć. Nie zamierzam się nad tym zastanawiać. Ten kraj kolejny raz zmierza (biegnąc już) do samozagłady. I dobrze. Po co komu taka Polska? Nienawidzimy Unii, Niemców, Szwedów, Litwinów, Białorusinów, Ukraińców, Słowaków, Czechów, Belgowie do pedofile, Holendrzy to Żydzi Europy, Francuzi to geje, Hiszpanie to brudasy, Portugalczycy nie wiadomo kto to, Włosi – makaroniarze, Grecy – złodzieje, Turcy to turasy i tak bez konca. Bułgria, Bałkany ? – co to jest???

My naród wybrany, sami jak barany.

I tym miłym akcentem żegnam się.

Przekażmy sobie usmiech.

Idę patrzeć jak pada za oknem. Lepsze to od parzenia na Syskiego i kolegów jego.